Łąka snów czy raczej koszmarów.
Wiele lat temu gdy modliłem się o przyszłość naszej gospodarki otrzymałem wizję
rozległej, bujnie zarośniętej łąki...
Czułem, że obraz ten reprezentuje długi okres ekonomicznego powodzenia z jakim od
tamtego czasu mamy do czynienia. Po pewnym czasie, w sierpniu 1995 r.
w czasie modlitwy, wizja ta powróciła z nowymi szczegółami. Tym razem kres tej łąki
okrywała mgła. W okolicach miejsca w którym miała ona swój początek było niezwykle
ostre urwisko. Na jego środku znajdowała się kręta, wąska i opadająca pod bardzo
ostrym kątem w dół ścieżka. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak wiszący most. Była
porośnięta tą samą trawą co poprzedzająca ją łąka, lecz prowadziła na dno urwiska.
Prawie wszyscy z wchodzących w mgłę ludzi omijali maleńką ścieżkę spadając z
urwiska. Jedni ginęli roztrzaskując się o skaliste podłoże, drudzy lądowali w
zawieszonej u podnóza urwiska sieci. Niestety, jak się okazało, sieć ta nie była dla
nich ratunkiem. Była pułapką w którą wpadali lądujący w niej ludzie. Niektórzy z
tych którzy znaleĽli się w mgle byli ostrożniejsi. Na kolanach, po omacku wymacywali
krawędĽ urwiska szukając ścieżki, której istnienie intuicyjnie wyczuwali. I
większość z nich ją odnajdywała. Ostrożnie, nie podnosząc się z kolan schodzili w
dół. Byli też tacy którzy przytaszczyli ze sobą spadochrony. Kolejno skakali z
urwiska niknąc we mgle.
Na jego dnie rozciągało się bezkresne morze. W zatoce zakotwiczone były cztery
rodzaje statków: niewolnicze, okręty wojenne, luksusowe, łodzie szpitalne. Najwięcej
było statków niewolniczych. Drugich pod względem liczby, było okrętów wojennych. Poza
tym stało tam tylko 5 łodzi szpitalnych które były zakotwiczone w najczystszych i
najlepiej utrzymanych dokach w samym sercu zatoki. Dwa z luksusowych liniowców
zajmowały miejsca w dokach, na obu jej końcach. Mimo obfitości wszelkiego rodzaju
dostaw, oba z nich (podobnie jak doki przy których stały) były brudne i zaniedbane.
Jeśli chodzi o okręty wojenne - to żaden z nich nie był zakotwiczony - wszystkie
ospale posuwały się po morzu, w pobliżu zatoki.
Ludzie wyciągnięci z sieci trafiali wprost na statki niewolnicze. Większość z tych
którym udało się przebrnąć przez ścieżkę, kierowało się na łodzie szpitalne, choć
wielu z nich trafiało także na pokład luksusowych liniowców. Tam, niektórych z nich
zakuwano w kajdany i prowadzono na statki niewolnicze. Co jakiś czas ludzie ze
statków niewolniczych i luksusowych liniowców zabierani byli na okręty wojenne. Nie
było możliwości przeciwstawienia się; brali kogo chcieli.
Również na pokład łodzi szpitalnych zabierano ludzi z innych statków. Byli to
zazwyczaj chorzy i ranni. Załoga łodzi szpitalnych miała na sobie błyszczące zbroje
które sprawiały, iż gdziekolwiek się pojawili okazywano im poważanie i szacunek.
Każdy kto skakał z urwiska na spadachronie, lądował bezpośrednio na pokładzie łodzi
szpitalnej bądĽ w dokach przy których były zakotwiczone.
W momencie gdy niewolniczy statek był już wypełniony, odbijał od brzegu i po
wypłynięciu z zatoki zaczynał wykonywać mnóstwo różnych manewrów, co chwila
zmieniając obrany kierunek. Wyglądało to tak jakby załogi tych statków nie miały
pojęcia w którą stronę miały płynąć. Podobnie rzecz miała się z okrętami wojennymi.
Tak często zmieniały kurs że nie sposób było określić w którą stronę za chwilę będą
płynąć. Gdy na ich drodze znalazł się jakiś inny statek, natychmiast otwierały ogień
i zatapiały go. Gdy naprzeciw siebie stanęły dwa wojenne okręty, ostrzeliwały się
tak długo aż jeden z nich znikał pod taflą wody.
Spowijająca całą zatokę mgła stała się powodem wielu kolizji w wyniku których co
jakiś czas tonął kolejny statek. Morze było pełne rekinów które tylko na to czekały
by ktoś znalazł się za burtą. Desperacja, zamieszanie i strach - podobnie jak mgła,
wypełniały całą zatokę.
Wszystko to wydawało nasilać się wraz ze stopniowym zagęszczaniem się mgły. Z kolei
gdy mgła zaczynała się powoli rozrzedzać, w oczach ludzi pojawiał się płomyk
nadziei. Gdy tylko mgła podnosiła się na tyle aby odsłonić otwarte morze, wszystkie
statki kierowały się w jego kierunku. Jedynie łodzie szpitalne płynęły tak jakby
wiedziały dokąd zmierzają. Przedzierały się przez pogrążoną w haosie zatokę i
wypływały na otwarte morze. Wypływały kolejno jeden po drugim na jakiś czas niknąc
za horyzontem, po czym wracały i ponownie wypływały.
Gdy w tej wizji zacząłem podążać za jedną z tych łodzi, po chwili poczułem się tak,
jakbym stał na jej mostku kapitańskim. Im bardziej oddalaliśmy się od zatoki, tym
bardziej czystsze stawało się niebo. Po pewnym czasie jego błękit stał się niezwykle
intensywny. Nigdy wcześniej, może za wyjątkiem lotu samolotem, nie widziałem tak
pięknego nieba. Urzekło mnie ono do tego stopnia, że nie miałem czasu żeby przyjrzeć
się morzu. Gdy spojrzałem w dół, okazało się, że zamiast płynąć, od jakiegoś czasu
wzbijamy się w górę. Przez chwilę myślałem, że lecę w kosmos. Gdy skierowaliśmy się
w dół, moim oczom ukazał się widok czegoś co wyglądało jak nowy, nieznany mi dotąd
świat. Było tam mnóstwo wysp połączonych pięknie wyglądającymi mostami, które
przemierzały niezliczone rzesze ludzi. Na każdej z nich mieszkali ludzie
reprezentujący inną kulturę. Panował na nich niezmącony spokój. Rannych z naszej
łodzi rozdzielano tak, aby każdy trafiał na wyspę zamieszkaną przez ludzi
reprezentujących tę samą kulturę co on. Na każdej z wysp budowano ogromne fundamenty
na których miało powstać gigantyczne miasto. Choć każda z wysp była inna i żadna z
nich nie przypominała mi niczego co widziałem dotychczas, to na każdej z nich czułem
się jak w domu. Każda była prawdziwym rajem. Były jakby nie z tego świata.
Wkraczając na nową wyspę, w jakiś sposób odczuwałem bliskość tamtej, którą przed
chwilą opuściłem.
INTERPRETACJA i ANALIZA